Strona:PL Zola - Atak na młyn.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

Oddaliła się pędem, podczas kiedy Dominik, bardzo niespokojny, wyciągnął się na krawędzi rowu, aby nie tracić z oczu młyna. Wstępując między pierwsze domy Rocreuse’y spotkała Franciszka starego żebraka, który znał dobrze całą wieś. Pozdrowiwszy ją, opowiedział, że widział właśnie na dziedzińcu młynarza pośród kupy żołnierzy pruskich. Potem przeżegnał się i mrucząc pod nosem pacierze, poszedł w swoją stronę.
— Dwie godziny minęły! — odezwał się oficer, na widok wracającej Franciszki.
Ojciec Merlier siedział pod studnią na ławce i palił fajkę. Dziewczyna uciekła się znowu do błagań, padła na kolana i zalała się łzami. Chciała zyskać na czasie. Nadzieja doczekania się francuzkiej odsieczy odżyła w niej na nowo a pośród próśb i szlochów zdawało jej się, że słyszy w oddali rytmiczny łoskot maszerującego wojska. Och! gdybyż się pojawili!... Gdyby ich wszystkich zdołali ocalić!...
— Słuchajcie, panie... Godzinę!... Jednę tylko godzinę!... Możecie przecie zlitować się i dać nam godzinę zwłoki...
Lecz oficer pozostał niewzruszony. Polecił nawet dwom żołnierzom wyprowadzić ją po za obręb podwórza, by stracenie starego odbyć się mogło bez przeszkody.
Wówczas w sercu Franciszki zawrzała walka straszliwa. Nie mogła przecie pozwolić na za-