Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/112

Ta strona została przepisana.

— Ależ — przerwał łagodnie ksiądz Mouret, który zmuszał się do jedzenia, aby nie rozgniewać bardziej Teuse — nikt mię nie pytał, czy byłem w Paradou, więc nie miałem potrzeby kłamać.
Teuse, jakby nie słyszała, ciągnęła dalej swoje:
— Ciąga się sutanę po kurzu i powraca się wyglądając, jak jaki szubrawiec, a jeżeli jaka dobra osoba, którą to obchodzi, zapyta go dla jego dobra, to ją odtrąci, potraktuje jak ladaco nie zasługujące na zaufanie. Ukrywa się jak jaki mruk, coby wolał zdechnąć, niż jedno słowo powiedzieć, nie myśląc nawet, żeby swój dom rozweselić opowiadając co widział.
Obróciła się do księdza i popatrzyła mu w oczy.
— Tak, to wszystko do księdza mówię... Ksiądz jest skryty, ksiądz jest złym człowiekiem!
Zaczęła, płakać. Ksiądz, musiał ją pocieszać.
— Ksiądz Caffin mówił mi wszystko — zawołała jeszcze.
Uspakajała się jednakże. Brat Archangiasz dojadał grubego kawałka sera, nie wydając się bynajmniej poruszonym tą sceną. Podług niego, ksiądz Mouret powinien był być trzymany krótko; Teuse dobrze zrobiła, dając mu poczuć cugle. Wypróżnił jeszcze szlankę lurowatego wina i rozparł się na krześle, trawiąc.
— Ostatecznie — zapytała stara służąca — cóż ksiądz widział w Paradou? Proszę nam opowiedzieć przynajmniej.
Ksiądz Mouret, uśmiechając się, opowiedział