Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/113

Ta strona została przepisana.

o szczególniejszym rodzaju przyjęcia, jakiego doznał od Jeaubernata. Teuse, zarzucająca go pytaniami, wydawała okrzyki oburzenia. Brat Archangiasz zacisnął pięści, wygrażał niemi.
— Niechaj go niebo pokarze! — rzekł — — niech spali ich, jego i tę jego czarownicę!
Wtedy znów ksiądz z kolei starał się dowiedzieć nowych szczegółów o ludziach z Paradou. Słuchał z głęboką uwagą braciszka, który opowiadał fakta potworne.
— Tak, raz ta dyablica przyszła sobie i zasiadła w szkole. Już dawno temu; mogła mieć dziesięć lat. Ja się nie sprzeciwiałem, myślałem, że wuj przysyła ją, aby się przygotować do pierwszej komunii. Przez dwa miesiące trzęsła klasą. Doprowadziła, gałgan jakiś, do tego, że ją uwielbiano. Umiała jakieś gry, wymyślała falbany z liści 1 z gałganków. A sprytna przytem, jak wszystkie takie córki piekła! Najwięcej umiała katechizmu z nich wszystkich.. Aż tu pewnego rana, stary wpada podczas lekcyi. Groził, że wszystko porozbija, krzyczał, że księża porwali mu dziecko. Musiał przyjść stróż polny, aby go wyrzucić. Mała tymczasem uciekła. Widziałem ją przez okno na polu przeciwległem, śmiejącą się ze wściekłości wuja... Ona sama z siebie przychodziła do szkoły od dwóch miesięcy a on ani tego przypuszczał. Poprostu, żeby się po górach wylatać.
— Ona wcale nie odbyła pierwszej komunii — rzekła Teuse półgłosem z lekkim dreszczem.