Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/129

Ta strona została przepisana.

powrót bardzo młodym, bardzo dobrym, bardzo silnym, bardzo sprawiedliwym, cały opanowany jakiemś życiem będąeem samą miłością.
Nabożeństwo do Matki Boskiej miał ksiądz Mouret od młodości. Dzieckiem jeszcze, trochę dziki, chroniący się po kątach, lubił myśleć o tem, że opiekuje się nim piękna pani, że dwoje oczu niebieskich, bardzo słodkich śledzi za nim wszędzie z uśmiechem. Często w nocy, gdy poczuł lekki podmuch przechodzący po jego włosach, opowiadał, że Matka Boska przychodziła go pocałować. Wzrósł wśród tej pieszczoty, w tej atmosferze pełnej szelestu boskiej spódnicy. Od siódmego roku życia zadawalniał swą potrzebę tkliwego przywiązania, wydając wszystkie pieniądze jakie otrzymywał, na kupowanie świętych obrazków i ukrywał je zazdrośnie, aby sam mógł się niemi cieszyć. A nigdy go nie nęcił Jezus niosący owieczkę, Chrystus na krzyżu, Bóg Ojciec z wielką brodą nachylający się z obłoków; zwracał się zawsze do słodkich obrazków Maryi, do jej drobnych, uśmiechniętych ust, do wytwornych rąk wyciągniętych ku ludziom. Zwolna zebrał je wszystkie: Maryę między lilią a kądzielą, Maryę niosiącą dziecko niby duża siostra, Maryę uwieńczoną różami, Maryę uwieńczoną gwiazdami. Była to dla niego rodzina pięknych młodych dziewcząt, które miały wdzięk jednakowy, ten sam wyraz dobroci, tę samą twarz słodką, takie młode, iż pomimo ich nazwy Matki Bożej, wcale się ich nie bał tak, jak