Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/136

Ta strona została przepisana.

ra uśmiecha się, jeszcze zmęczona u już szczęśliwa, że może swe dziecię ofiarować sprawiedliwości bożej, uściskom Symeona, oczekującemu światu; wreszcie Jezus starszy, otoczony doktorami, w pośród których zaniepokojona matka odnajduje go, dumna z niego i pocieszona. A po tym poranku cudnie jasnym, zdawało się Sergiuszowi, iż się niebo naraz zachmurzyło. Chodził już tylko po cierniach, paciorki różańca raniły jego palce, uginał się pod okropnością pięciu tajemnic bolesnych: Marya kona z synem w ogrodzie oliwnym, otrzymuje wraz z nim razy biczowania, czuje na własnem czole rany cierniowej korony, dźwiga straszliwy ciężar jego krzyża, umiera u jego stóp na Kalwaryi. Te nieuniknione cierpienia, to srogie męczeństwo uwielbionej Królowej, za którąby oddał swą krew, jak Jezus, budziły w nim bunt pełen zgrozy, nieułagodzony dziesięciu latami tych samych modlitw i tych samych ćwiczeń. Lecz paciorki różańca płynęły ciągle, w ciemnościach ukrzyżowania robił się nagły wyłom, jaśniejąca chwała pięciu ostatnich tajemnic promieniała niby gwiazda. Marya przemieniona śpiewała alleluja zmartwychwstania, zwycięztwo na śmiercią, wieczność życia; pełna uwielbienia, z otwartemi rękami, była obecna przy tryumfie syna, wznoszącego się do nieba na złotym obłoku, obrzeżonym purpurą; gromadziła w koło siebie apostołów, ogarnięta jak w dniu poczęcia ogniem ducha miłości, który zstąpił w ognistych płomieniach; następnie i ona była uniesiona przez