Pokój ksiądza Moureta był narożny, obszerny i miał na dwóch swoich frontach, dwa ogromne okna kwadratowe; jedno z tych okien otwierało się nad dziedzińcem przynależnym do kurników Dezyderyi — drugie wychodziło na wieś Artody, z doliną w oddali, pagórkami, całym horyzontem. Łóżko z żółtą kotarą, komoda orzechowa, trzy krzesła słomiane, gubiły się pod wysokim sufitem z bielonemi belkami. Lekka cierpkość, ten zapach trochę kwaśny starych budynków wiejskich, bił od podłogi zaciągniętej na czerwono, lśniącej jak lustro. Na komodzie duża figura Niepokalanego Poczęcia kładła szary, łagodny ton między dwoma fajansowemi wazonami, które Teuse napełniła białemi bzami.
Ksiądz Mouret postawił lampę przed Matką Boską, na brzegu komody. Było mu tak niedobrze, iż zdecydował się rozpalić ogień na kominku, gdzie karpiny z winorośli były już gotowe ułożone. I stał tam, ze szczypcami w ręku, patrząc na palące się głownie, z twarzą oświeconą promieniami. Otaczał go głęboki sen domu. Milczenie szumiące mu w uszach zamieniało się w końcu na jakieś szepty. Zwolna, nieprzeparte, głosy te opanowywały go,
Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/145
Ta strona została przepisana.
XV.