Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/151

Ta strona została przepisana.

stosowany. A jak ma serce biło, owego słodkiego wieczora w październiku, kiedy drzwi seminaryum zamknęły się za nim! Wszedł tam w dwudziestym roku życia, po skończeniu szkół, zdjęty potrzebą wiary i miłości. Zaraz nazajutrz zapomniał o wszystkiem, jakby uśpiony w głębi tego wielkiego milczącego domu. Widział znów ciasną celę, w której przebył swoje dwa lata filozofii, klatkę z jeddnem łóżkiem, stołem i krzesłem, oddzieloną od innych klatek, źle spojonemi deskami, w ogromnej sali, zawierającej z piędziesiąt podobnych schronisk. Widział celę, którą zamieszkiwał z czasie teologii przez pozostałe trzy lata, większą, z fotelem, gotowalnią, biblioteką, szczęśliwy pokój pełen marzeń jego wiary. Na nieskończonych korytarzach i na kamiennych schodach, w pewnych zakątkach, miał był nagłe objawienia, nieoczekiwane pomoce. Z wysokich sufitów leciały głosy aniołów stróżów. Nie było takiej płyty w posadce, nie było kamienia w murze, ani gałęzi takiej na jaworach, któreby mu nie mówiły o rozkoszach jego życia kontemplacyjnego, miłosnych jąkaniach się, powolnem wtajemniczaniu, o łaskach otrzymywanych w zamian za dar ze swej istoty, o całem tem szczęściu pierwszej miłości boskiej. Budząc się pewnego dnia ujrzał żywy blask, który przeniknął go radością. To znów pewnego wieczora, zamykając drzwi swej celi, uczuł na szyi objęcie ciepłych rąk tak słodkie, że, ocknąwszy się, leżał na ziemi rozszlochany. Czasem zdarzało się, zwłasz-