Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/157

Ta strona została przepisana.

sze święcenia: prowadzony przez archidiakona, szedł zamykać z hałasem wielkie drzwi, które otwierał następnie, aby okazać, że jest przeznaczony do strzeżenia kościołów; potrząsał dzwonek prawą ręką, oznajmiając przez to, że ma obowiązek wzywania wiernych na nabożeństwa; powracał do ołtarza, gdzie biskup nadawał mu nowe przywileje, śpiewania lekcyi, błogosławienia chleba, nauczania dzieci katechizmu, wypędzania dyabła z opętanych, służenia dyakonom, zapalania i gaszenia świec.
I znów, wspomnienie następnych święceń nasuwała mu się bardziej uroczyste, bardziej przejmujące, przy tym samym śpiewie organów, który mu grzmiał niby głos Boga; owego dnia miał dalmatykę subdyakona na ramionach, wiązał się na zawsze ślubem czystości, pomimo swej wiary, trząsł się całem ciałem przy strasznem: Accedite biskupa, które skłoniło do ucieczki dwóch jego kolegów, blednących obok; jego nowe obowiązki kazały mu służyć księdzu przy ołtarzu, przygotowywać ampułki, śpiewać epistołę, obcierać kielich, nosić krzyż podczas procesyi.
I wreszcie, przechodził poraz ostatni w kaplicy, w promieniach czerwcowego słońca; ale tym razem szedł na czele orszaku, miał albę przewiązaną w pasie, stułę skrzyżowaną na piersiach, ornat spadający z szyi; omdlewając ze wzruszenia, dostrzegał bladą postać biskupa, który wyświęcał