Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/168

Ta strona została przepisana.

Ale Albina pojawiła się znów przed nim, jak wielki kwiat wyrosły i rozwinięty na tej umierzwionej ziemi. Ona była kwiatem naturalnym tych brudów, delikatna w słońcu, otwierająca młody pączek swych białych ramion, tak szczęśliwa że żyje, iż zeskakiwała ze swej łodygi i wzlatywała na jego usta, przenikając go zapachem swego długiego śmiechu.
Ksiądz krzyknął. Poczuł żar na wargach, jakby prąd ognisty przepływałj ego żyły. Wtedy, szukając ratunku, rzucił się na kolana przed figurą Niepokalanego Poczęcia, wołając z rękami złożonemi:
— Święta Panno nad Pannami, módl się za mną!