Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/17

Ta strona została przepisana.
II.

Kościół, pusty, cały był biały w ów poranek majowy. Sznur obok konfesyonału wisiał znowu nieruchomie. Lampa z kolorowego szkła, podobna do czerwonej plamy, paliła się pod ścianą, na prawo od cymboryum. Wincenty, postawiwszy ampułki na szafce przy ołtarzu, ukląkł z lewej strony na niższym stopniu, podczas kiedy kapłan, uczciwszy Przenajświętszy Sakrament przyklęknięciem na posadzce, wstąpił po stopniach do ołtarza, rozpostarł korporał i postawił na nim kielich. Otworzył mszał i zeszedł. Pochylił się znowu przyklękając, przeżegnał się głośno, złożył ręce przy piersiach, rozpoczął wielki dramat boski, z twarzą pobladłą od wiary i miłości.
Introibo ad altare Dei.
Ad Deum qui laetificat juventuiem meam, trzepał Wincenty, który, przysiadając na piętach, połknął odpowiedzi antyfony i psalmu, zajęty śledzeniem Teuse wałęsającej się po kościele.
Stara służąca bacznie się przypatrywała jednej świecy. Jej niepokój zdawał się wzrastać, gdy ksiądz