Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/19

Ta strona została przepisana.

rych próg trawy zarosły, ciągnął się od jednej ściany do drugiej chór z desek, ze schodami drabiniastemi, trzeszczącemi pod sabotami w dni świąteczne. Przy schodach konfesyonał, cały rozchodzący się, pomalowany był na kolor cytrynowy. Naprzeciwko, obok małych drzwi, znajdowała się chrzcielnica przerobiona ze starej kropielnicy, umieszczona na murowanej podstawie. Na prawo i na lewo były przytwierdzone do ściany, pośrodku, dwa mizerne ołtarze, otoczone balustradami z drzewa. W ołtarzu lewym, poświęconym Najświętszej Pannie, była duża Matka Boska z gipsu złoconego, dźwigająca po królewsku złotą koronę na kasztanowatych włosach; trzymała ona na lewej ręce Jezusa, nagiego i uśmiechającego się, którego rączka podnosiła gwiaździstą kulę świata; stąpała wśród obłoków ze skrzydlatemi głowami aniołów pod nogami. W ołtarzu prawym, przy którym odprawiały się msze żałobne, był Chrystus z kartonu pomalowanego, odpowiedni do Matki Boskiej; Chrystus, wielkości dziesięcioletniego dziecka, konał w straszny sposób; głowę miał w tył przechyloną, boki wystające, brzuch zapadnięty, członki wykręcone, obryzgane krwią. Była jeszcze ambona, kwadratowe pudło, do którego wchodziło się po stołku o pięciu stopniach. Wznosiła się ona naprzeciw zegara z wagami, zamkniętego w orzechowej szafce. Głuche uderzenia tego zegara wstrząsały całym kościołem, podobne do bicia jakiegoś ogromnego serca, ukrytego pod posadzką. Wzdłuż