Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/21

Ta strona została przepisana.

łu bez dotykania jej palcami, wziął kielich i wytarł go starannie puryfikatorem. Wincenty podszedł do szafki po ampułki, które podał jedną po drugiej, ampułkę z winem najprzód, następnie ampułkę z wodą. Wtedy kapłan, ofiarował za świat cały, kielich do połowy napełniony, który znów postawił pośrodku korporału i nakrył palką. Pomodliwszy się jeszcze, wrócił, aby mu nalano cienkim promieniem wody na końce palców, wielkiego i wskazującego każdej ręki, celem oczyszczenia się z najmniejszych plam grzechu. Kiedy otarł się ręcznikiem, Teuse, która czekała, wylała tacę z pod ampułek do cynkowego wiadra w kącie przy ołtarzu.
Orate fratres — odezwał się znów głośno ksiądz, obrócony do pustych ławek, rozszerzając i znów składając ręce, z ruchem wezwania do ludzi dobrej woli. I odwracając się do ołtarza, ciągnął dalej, zniżając głos. Wincenty wymruczał długi frazes łaciński, w którym się zgubił.
Teraz właśnie żółte płomienie weszły przez okna. Słońce, na wezwanie księdza przychodziło na mszę. Oświeciło szerokiemi złotemi płatami lewą ścianę, konfesyonał, ołtarz Matki Boskiej, wielki zegar. Konfesyonał paczył się z trzaskiem, Matka Boża w gloryi, w blasku swej korony i złotego płaszcza, słodko się uśmiechała malowanemi wargami do Dzieciątka Jezus; zegar rozgrzany, żywiej wybił godzinę. Zdawało się że słońce zaludnia ławki pyłkami tańczącemi w jego promie-