Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/229

Ta strona została przepisana.

gwoździków holenderskich, w niebieskim aksamicie niezapominajek usianych małemi melancholijnemi oczyma.
Dalej przechodzili przez olbrzymie rezedy, sięgające im do kolan, niby kąpiel zapachów; przez całe pole konwalij, aby nie niszczyć sąsiedniego pola fiołków, tak wdzięcznych, że drżeli z obawy urażenia najmniejszej ich kępki. Potem ściśnięci ze wszystkich stron, mając już tylko fiołki wkoło siebie, musieli stąpać ostrożnemi krokami po tej wonnej świeżości wpośród tchnień samejże wiosny. Po za fiołkami roztaczała się zielona wełna lobelii, nieco ostra, przetykana jasnem lila; wdzięczne, listeczki selaginelli, niebieskie kielichy różnielicy, żółte krzyżyki mydliku, różowe i białe machonii rysowały deseń bogatego kobierca, roztaczając królewski przepych w nieskończoność przed tą parą, aby mogła iść bez znużenia w radości swej pierwszej przechadzki. A fiołki powracały ciągle, morze fiołków płynących wszędzie, wylewających drogocenne wonie na ich stypy, towarzyszące im tchnieniem swych kwiatów ukrytych wśród liści.
Albina i Sergiusz błądzili. Tysiące roślin wysokich wznosiło ściany, tworząc wązkie ścieżki, w które cni chętnie się zapuszczali. Ścieżki biegły w głąb z nagłemi zawrotami, gmatwały się, plącząc się wśród nieprzebitych szpalerów: ageratum o niebieskich kutasikach, asperule z lekkim zapachem piżma, figlarze, ukazujące łona barwy