Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/23

Ta strona została przepisana.

— Łajdaki, wszystko powalają... Założę się, że panna Dezyderya znowu im tu nakruszyła chleba.
Wielka chwila zbliżała się. Ciało i krew Boga zstąpi zaraz na ołtarz. Kapłan całował obrus, składał ręce, pomnażał znaki krzyża nad hostyą i kielichem. Modlitwy kanonu wychodziły teraz z ust jego, w ekstazie pokory i wdzięczności. Jego postawa, jego ruchy, przemiany głosu, wypowiały jego małość, wzruszenie którego doznawał będąc wybranym do tak wielkiego zadania. Wincenty ukląkł za nim; wziął ornat lewą ręką i podtrzymał go lekko, przygotowując dzwonek. A on, z łokciami opartemi na brzegu stołu, trzymając hostyę między wielkim palcem i wskazującym każdej ręki, wymówił nad nią słowa konsekracyi: Hoc esi enim corpus meum. A przyklęknąwszy, podniósł ją powoli, jak mógł najwyżej, prowadząc za nią oczyma, podczas gdy chłopak dzwonił po trzykroć, z czołem przy ziemi. Konsekrował następnie wino: Hic est enim calix znowu z łokciami na ołtarzu, pochylając się, podnosząc kielich i wiodąc znów za nim oczyma, ręką prawą ściskał węzeł kielicha, lewą podtrzymywał podstawę. Chłopiec poraz ostatni zadzwonił trzykrotnie. Wielka tajemnica Odkupienia ponowiła się. Krew Przenajświętsza popłynęła raz jeszcze.
— Poczekajcie, poczekajcie — łajała Teuse, starając się odstraszyć wróble wyciągniętą pięścią.
Ale wróble już się nie bały. Powróciły właśnie podczas dzwonienia, bezczelne, podlatując na ław-