Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/25

Ta strona została przepisana.

rozmyślaniu, poczem zebrał na korporale za pomocą patyny, święte cząsteczki odkruszone od hostyi i włożył je do kielicha. Ponieważ jedna cząsteczka przylgnęła mu do wielkiego palca, odtarł ją ostrożnie. Żegnając się kielichem, trzymając znów patynę pod brodą, wypił wszystką Krew drogocenną, w trzech haustach, nie opuszczając wargami brzegu kielicha, spożywając aż do ostatniej kropli boską Ofiarę.
Wincenty wstał, aby wziąć znowu ampułki na szafce. Ale drzwi od kurytarza wiodącego na probostwo otworzyły się na oścież, odbijając się o ścianę i weszła piękna, dwudziestoletnia dziewczyna, wyglądająca dziecinnie, która chowała coś w swym fartuchu.
— Trzynaścioro! — zawołała. — Wszystkie jaja były dobre!
Otwierając nieco fartuch, pokazywała pisklęta z czarnemi oczkami, okryte młodziutkim puchem, poruszające się nieustannie.
— Patrzcie co za śliczności!... Ach, to białe malutkie, co wyłazi na grzbiety tamtych! A to nakrapiane, bije już skrzydełkami!... Doskonałe były jaja. Wszystkie z zalążkami!
Teuse, która uparcie pomagała do mszy, podając Wincentemu ampułki do ablucyi, odwróciwszy się rzekła głośno:
— Cicho, panno Dezyderyo, widzi panna przecież, żeśmy nie skończyli.
Ostra woń kurników wchodziła przez drzwi