Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/283

Ta strona została przepisana.

tak, że oddałbym ci całe moje serce, i nicbym z niego nie zostawił dla reszty świata... Słuchaj, kocham twe policzki, jedwabne niby atłas; kocham twe usta, co mają zapach róży; kocham twoje oczy, w których widzę siebie z moją miłością, kocham nawet twe rzęsy; nawet te żyłki co błękitnieją na twych bladych skroniach... A mówię to, byś wiedziała, że kocham cię, że kocham cię, Albino!
— Tak, kocham cię — mówiła ona. — Masz bardzo mięką brodę, która mię nie kłuje wcale, gdy opieram głowę na tobie. Jesteś mocny, jesteś wielki, jesteś piękny. Kocham cię! Sergiusza!
Przez chwilę milczeli zachwyceni. Zdawało się im, że jakieś śpiewanie fletu poprzedza ich, że ich słowa przyszły im z jakiejś orkiestry cudnej a niewidzialnej. Szli już tylko po malutku, nachyleni ku sobie, krążąc bez końca pomiędzy olbrzymiemi pniami. W oddali, wzdłuż kolumnad, zachodzące słońce wpadało jasnemi pasami, podobnemi do szeregu dziewcząt w białych sukniach idących do kościoła na zrękowiny, przy głuchem dudnieniu organów.
— A za co ty mnie kochasz? — zapytała znowu Albina.
Uśmiechnął się, na razie nie odpowiedział, wreszcie rzekł:
— Kocham cię, boś przyszła... W tem zawiera się wszystko... Teraz jesteśmy razem, kochamy się. Zdaje mi się, że nie mógłbym już żyć,