Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/294

Ta strona została przepisana.

pókibyś się nie stała moją aż do najdrobniejszego twego włoska. Zatrzymałbym cię na zawsze. Musi to być wspaniałe szczęście, takie posiadanie tego, co się kocha. Serce moje rozpłynęłoby się w twojem.
Zbliżył się jeszcze. Dotknąłby brzegu jej sukni, gdyby wyciągnął ręce.
— Ale, ja nie wiem, czuję się daleko od ciebie... Jest między nami jakiś mur, którego nie zdołałbym obalić pięściami. A jednak silny jestem, mógłbym cię pochwycić w ramiona, zarzucić na barki i nieść jak rzecz należącą do mnie. Ale, to jeszcze nie to, nie posiadałbym cię dostatecznie. Kiedy me ręce biorą cię, to trzymają zaledwie odrobinę twej istoty... Gdzież ty jesteś cała, abym cię tam poszedł wziąć?
Opadł na łokcie, pochylony, w postawie unicestwiającej się w uwielbieniu. Złożył pocałunek na brzegu sukni Albiny. Ona, jak gdyby ten pocałunek dotknął jej ciała, zerwała się na równe nogi. Wzięła się rękami za skronie, rozmarzona, z niewyraźnemi słowami na ustach.
— Nie, proszę cię, przechadzajmy się jeszcze.
Nie uciekała. Szła, a za nią Sergiusz powoli, bez pamięci, potykając się o korzenie, z głową w dłoniach, jakby dla przygłuszenia podnoszącej się w niej wrzawy. A kiedy wyszli z lasku, zrobili kilka kroków po stopniach na skale, gdzie rozpa-