Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/313

Ta strona została przepisana.

mi śmiała się. Kiedy była na schodach dyszała tak silnie, iż zdawało mu się, że czuje gorąco jej oddechu na swej twarzy. Drzwi otworzyła na oścież i zawołała:
— Znalazłam!
Usiadła powtarzając łagodnie, zdyszanym głosem:
— Znalazłam, znalazłam!
Ale Sergiusz położył rękę na jej ustach i zaniepokojony błagał:
— Proszę cię, nic mi nie mów. O niczem nie chcę wiedzieć. Zabiłoby mnie to, gdybyś powiedziała.
Umilkła z oczyma płonącemi, zaciskając wargi, aby słowa nie trysnęły pomimo jej woli. Została w pokoju aż do wieczora, szukając oczu Sergiusza, powierzając mu trochę z tego co widziała, gdy się jej tylko udało spotkać jego wejrzenie. Światłość biła z jej oblicza. Pachniała tak pięknie i taka pełna była życia, że wdychał ją, wchodziła w niego za pośrednictwem słuchu jak i wzroku. Wszystkie jego zmysły piły ją. Ale on bronił się rozpaczliwie temu powolnemu opanowaniu jego istoty.
Nazajutrz, skoro zeszła, zasiadła znowu w pokoju.
— Nie wychodzisz? — zapytał, czując się zwyciężonym, jeżeli ona zostanie.
Odpowiedziała, że nie, że nie będzie już wychodziła. W miarę jak znużenie jej ustępowało, czuł, iż ona jest coraz mocniejsza, coraz bardziej tryum-