Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/325

Ta strona została przepisana.

biodra, łono. Było to wzięcie w posiadanie bez gwałtu, nieustanne, zdobywające nawet najmniejsze niebieskie żyłki na różowej skórze.
— Biorę cię, bym ci się sam oddał cały, na zawsze; wiem teraz dobrze, żeś ty moją panią, moją królową, że cię wielbić mam na klęczkach. Po to jestem tu, bym słuchał twych rozkazów, bym leżąc u stóp twych, patrzył ci w oczy, czekając skinienia, otaczając cię opieką moich ramion, odmuchując lecące liście, by nie mąciły twego spokoju... O, racz pozwolić, bym znikł, bym utonął w tobie, bym się stał wodą, którą pijesz, chlebem, który spożywasz. W tobie kres mój. Od chwili przebudzenia się mego w tym ogrodzie, szedłem ku tobie, dla ciebie rosłem i ciągle jako cel, jako nagrodę, widziałem przed sobą łaskę twą. Przechodziłaś w słońcu z twojemi złot«mi włosami; byłaś zapowiedzią oznajmiającą mi, że odkryjesz przedemną kiedyś konieczność tego całego stworzenia, całej tej ziemi, tych drzew, tych wód, tego nieba, których ostatnie słowo jeszcze mi się wymyka... Do ciebie należę, jam niewolnikiem, będę ci służył z ustami na stopach twoich.
Mówił te słowa, pochylony ku ziemi, wielbiąc kobietę. Albina, dumna, pozwalała się uwielbiać. Podawała swe ręce, piersi, usta pocałunkom pobożnym Sergiusza. Czuła się królową, patrząc na niego tak silnego a tak wobec niej pokornego. Zwyciężyła go, zależał od jej skinienia, jedno jej słowo mogło nim rozporządzać. Co zaś czyniło ją