Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/353

Ta strona została przepisana.

jego żwawe ruchy na krześle, przestraszyła się; rzuciła straszne spojrzenie Katarzynie.
— Patrz się, patrz — mruknęła Katarzyna — już ja go nie wezmę... żeby się znowu rozkrzyczało!
I poszła pod chór, przypatrywać się mrówkom pod nadłamaną płytą.
— Ksiądz Caffin nie gadał tak dużo — rzekła Ruda. — Kiedy dawał ślub pięknej Miette, poklepał ją tylko po twarzy, zalecając aby była uczciwą.
— Mój drogi bracie — zaczął znów ksiądz Mouret, na wpół obrócony do dużego Fortunata — Pan Bóg to daje ci dziś towarzyszkę, bo nie chciał, aby człowiek żył samotny. Ale, jeżeli postanowił, aby ona była służebnicą twoją, to znów od ciebie wymaga abyś był panem pełnym słodyczy i przywiązania, będziesz ją miłował, bo ona to własne ciało twoje, to twoja krew i kości twoje. Będziesz jej opiekunem, bo Pan Bóg na to ci dał twoje silne ramiona, byś niemi osłonił ją w obec niebezpieczeństwa. Pomnij, że ona ci jest powierzona; nadużywając uległości i słabości jej, popełniłbyś zbrodnię. O, mój drogi bracie, jak słodką musi być teraz duma twoja! Odtąd już nie będziesz żył w sobkostwie samotności. Zawsze będziesz, miał czarujący obowiązek. Cóż jest nad kochanie milszego, jeśli nie opieka nad ukochanymi Serce twoje rozszerzy się, twoja męzka siła pomnoży się stokrotnie. O, podporą być, mieć sobie powierzoną miłość, widzieć dziecię unicestwiające się przed tobą, mówiąca ci: „Weź