Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/354

Ta strona została przepisana.

mię, zrób ze mną co ci się podoba, ufam prawości twej!“ I obyś był potępiony, jeśli ją kiedykolwiek opuścisz! Byłoby to najpodlejszą zdradą, o pomstę do nieba wołającą. Skoro ci się oddała, twoją jest, na zawsze. Nieś ją raczej na ręku twem i nie stawiaj na ziemi, aż kiedy znajdziesz bezpieczne dla niej miejsce. Wszystko opuść, mój drogi bracie...
Ksiądz Mouret, bardzo zmienionym głosem, kończył niewyraźnemi słowami. Przymknął powieki, blady był jak ściana, mówiąc ze wzruszeniem tak bolesnem, iż sam Fortunat nawet płakał, nie rozumiejąc.
— Jeszcze nie przyszedł do siebie — rzekła Liza. — Źle robi, że się męczy... Patrzcie! A Fortunat płacze...
— Mężczyźni to jeszcze czulsi, niż kobiety — szepnęła Babeta.
— Ale zawsze ładnie mówił — oświadczyła Ruda — Ci proboszcze, to umieją wynaleźć kupę takich rzeczy, któreby nikomu na myśl nie przyszły.
— Cicho! — zawołała Teuse, gotująca się już do gaszenia świec.
Ksiądz Mouret jąkał się, starał się znaleźć zakończenie.
— I dla tego, mój drogi bracie i moja droga siostro, powinniście żyć w świętej wierze katolickiej, bo to jedynie może zapewnić spokój waszemu do-