Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/364

Ta strona została przepisana.
III.

— A teraz zupa zanadto już gorąca — narzekała Teuse, wracając z kuchni z miską, w której utkwiona stała łyżka drewniana.
Stanęła przed księdzem Mouretem, zaczynając jeść ostrożnie na koniuszku łyżki. Chciała go rozweselić, wyrwać z tego milczącego przygnębienia w jakiem go widziała. Od kiedy powrócił z Paradou, twierdził że już jest zdrów, nie skarżył się nigdy; często nawet uśmiechał się w taki słodki sposób, że ludzie z Artodów utrzymywali, iż choroba jakby podwoiła jego świątobliwość. Ale przychodziły na niego napady milczenia; zdawał się wić w jakichś torturach, natężając całą swą siłę, by ich nie zdradzić. W niemem konaniu tem, złamany, ogłupiały, pastwą był okropnej wewnętrznej walki, której gwałtowność uwidoczniał jedynie pot udręczenia występujący na jego twarzy. Wtedy już Teuse nie odchodziła ani na chwilę, ogłuszając go nawałem słów, dopóki nie powrócił mu zwolna jego zwykły, łagodny wyraz twarzy, oznaka zwycięztwa nad buntującą się krwią. Tego rana, stara służąca przeczuwała napad gwał-