dziców. Koniec końców, stało się, co się stać musiało, rozumie ksiądz proboszcz co mówię, prawda?... Otóż gdy się rzecz rozeszła, cała okolica oburzyła się na proboszcza. Czatowano na niego, by go ukamienować. Uciekł do Rouen płakać przed arcybiskupem. I wysłano go tutaj. Niemałą karą dla biednego człowieka było życie w tej dziurze... Później słyszałam o tej dziewczynie. Wyszła za handlującego wołami. Bardzo jest szczęśliwa.
Teuse ucieszona, że mogła wreszcie tę historyę opowiedzieć, zachęcona tem, że ksiądz się nie ruszał, przybliżyła się i mówiła dalej:
— Ten kochany ksiądz Caffin, nie był dumny względem mnie, mówił ze mną często o swoim grzechu. Mimo to musi być teraz w niebie, ręczę! Może leżeć spokojnie ot tam pod trawą, bo nigdy nikogo nie pokrzywdził... Ja nie rozumiem, dlaczego tak potępiają księży za ten grzech. To takie naturalne! Nie jest to pięknie, zapewne, są to brudy, które muszą gniewać Pana Boga. Ale zawsze lepiej to zrobić, niż kraść. Wyspowiadać się przecież można i już!... Proszę księdza proboszcza, czyż nie prawda, że jak się czuje szczerą skruchę, to pomimo wszystko będzie się zbawionym?
Ksiądz Mouret wyprostował się był zwolna. Najwyższym wysiłkiem zapanował nad swoją męką. Blady jeszcze, rzekł pewnym głosem:
Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/369
Ta strona została przepisana.