Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/370

Ta strona została przepisana.

— Nie wolno nigdy grzeszyć, nigdy, nigdy!
— A ja powiem — zawołała stara służąca — że ksiądz jest zanadto dumny! Niedobra to jest takie rzecz, duma!... Ja na miejscu księdza proboszcza nie trzymałabym się tak sztywnie. Trzeba porozmawiać o swojej biedzie, a nie tak odrazu rwać sobie serce na kawałki, trzeba oswoić się z rozłączeniem! To sobie przejdzie powoli, stopniowo... Tymczasem ksiądz proboszcz nawet nie wymówi nigdy imienia ich. Nie pozwala ksiądz proboszcz o nich mówić, jakby pomarli. Od czasu powrotu księdza nie śmiałam dać żadnej wiadomości o nich. Otóż teraz będę gadała, jat się czego dowiem, to powiem, bo widzę przecież dobrze, że to milczenie księdza zamęcza.
Spojrzał na nią surowo, podnosząc palec, by jej nakazać milczenie.
— Tak, tak — mówiła dalej — mam stamtąd wiadomości, bardzo często nawet, i powiem je księdzu proboszczowi... Najprzód owa osoba jest akurat taka szczęśliwa jak i ksiądz.
— Proszę milczeć — rzekł ksiądz Mouret, i z wysiłkiem wstał, by odejść.
Teuse wstała również, zagradzając mu drogę swojem ogromnem cielskiem. Rozgniewana, wołała:
— A co? Już ksiądz proboszcz zaczyna swoje!... Ale musi ksiądz proboszcz wysłuchać. Przecież