Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/373

Ta strona została przepisana.
IV.

Ksiądz Mouret spędzał dni na probostwie. Unikał tych długich przechadzek, na które zwykł był wychodzić dawniej, przed chorobą. Rozpalone grunta w Artodach, gorąco tej doliny gdzie rosły tylko mizerne winorośle, męczyły go. Dwa razy próbował wyjść zrana, aby przejść się czytając brewiarz, ale nie wyszedłszy nawet po za wieś, powracał, podrażniony zapachami, widokiem słońca, rozległością widnokręgu. Tylko wieczorem, kiedy noc zapadła i świeżo się robiło, wychodził o kilka, kroków przed kościół, na plac ciągnący się aż do cmentarza. Po południu, żeby się czemś zająć, ogarnięty potrzebą działania, którą nie wiedział jak zaspokoić, postanowił zastąpić papierem potłuczone szyby w kościelnych oknach. Przez osiem dni zajmując się tem, siedział na drabinie, przykładając się z niezmierną uwagą do tej roboty, ciął papier starannie jak do haftu, pociągając klejem w taki sposób aby nic nie powalać. Teuse pilnowała drabiny. Dezyderya prosiła, żeby nie zatykać wszystkich szyb, bo wróble nie mogłyby wlatywać, i, żeby nie płakała, ksiądz zapominał