Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/382

Ta strona została przepisana.

wieczory, kiedy wydzierali sobie tak asy przez cztery godziny; i często nawet spać szli wściekli, nie doszedłszy do bitwy.
— Ale, ale — krzyknęła naraz Teuse, bojąc się bardzo przegranej — toż ksiądz proboszcz miał wyjść dzisiaj. Obiecał dużemu Fortunatowi i Rozalii pójść pobłogosławić ich pokój, jak to jest we zwyczaju... Prędko, księże proboszczu! Brat będzie księdzu towarzyszył.
Ksiądz Mouret był już na nogach, szukając swego kapelusza. Ale Brat Archaugiasz złościł się, kart z rąk nie wypuszczając.
— Dajcież pokój, czyż to, warto jeszcze błogosławić tę świńską norę! Zwłaszcza, że piękne tam oni rzeczy będą robili w tym pokoju!... Ot jeszcze zwyczaj, któryby ksiądz proboszcz powinien skasować. To nie rzecz kapłana wtrącać się do pokoju nowożeńców... Niech ksiądz proboszcz zostanie. Kończmy partyę. To będzie najlepiej.
— Nie — powiedział ksiądz — ja przyrzekłem. Mogłoby to dotknąć tych zacnych ludzi... Brat, niech zostanie. Proszę kończyć partyę, czekając na mnie.
Teuse, zaniepokojona, patrzyła na Brata Archaugiasza.
— A cóż, dobrze, zostanę — zawołał Brat. — To sensu niema!
Ale ksiądz Mouret nie otworzył jeszcze drzwi, kiedy on już, wstał by iść za nim, rzucając gwałtownie swoje karty. Wrócił, rzekł do Teuse: