Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/39

Ta strona została przepisana.

go boskiego Syna. Jakże marne wydawały mu się dobra ziemskie! Z jaką wdzięcznością czuł się ubogim! Przyjąwszy święcenia, utraciwszy matkę i ojca w jednym dniu, w następstwie dramatu, którego grozy nie znał jeszcze, zostawił starszemu bratu cały majątek.
Ze światem wiązała go już tylko jego siostra. Wziął ją do siebie, zdjęty jakiemś pobożnem uczuciem wobec jej niedołęztwa umysłowego. Kochane biedactwo takie było dziecinne, że widział w niej ową prostotę ubogich duchem, którym Ewangelia obiecuje królestwo niebieskie. Od pewnego czasu jednakże niepokoiła go; stawała się zbyt tęgą, zbyt zdrową. Zanadto pachniała życiem. Ale był to tylko lekki cień. Żył życiem wewnętrznem, które sobie stworzył, opuściwszy wszystko, aby mógł się oddać cały. Zamknął swe zmysły, starał się wyzwolić od potrzeb ciała, był już tylko duszą, zachwyconą w rozmyślaniu. W naturze widział jedynie sidła i brudy; szukał chluby w zadawaniu jej gwałtu, w pogardzaniu nią, w wyzwalaniu się z ludzkiego błota. Sprawiedliwy musi być szalonym podług świata. To też miał siebie za wygnańca na ziemi; cenił tylko dobra niebieskie, nie rozumiejąc, jak można kłaść na szalę wieczną szczęśliwość z kilku jakiemiś godzinami rozkoszy. Jego rozum oszukiwał go, jego pożądania kłamały. A jeżeli postępował w cnocie, to przedewszystkiem dzięki pokorze i posłuszeństwu. Chciał ostatnim być między wszystkimi, chciał wszystkim służyć,