Zwyczaj kazał, by proboszcz wypił w nim nalane sobie wino. To właśnie nazywano „pobłogosławieniem pokoju“. Przynosiło to szczęście, nie dopuszczało bójek w małżeństwie. Za czasów księdza Caffin, wesoło to się odbywało, bo stary ksiądz lubił się pośmiać; słynął nawet ze sposobu, w jaki wychylał szklankę, nie zostawiając ani kropli na dnie, zwłaszcza, że kobiety w Artodach twierdziły iż każda kropla pozostawiona, to był jeden rok miłości mniej dla stadła. Wobec księdza Moureta nie tak głośno żartowano. Wypił jednak duszkiem, co zdaje się bardzo pochlebiło ojcu Bambousse. Stara Brichet skrzywiła się, patrząc na dno szklanki, gdzie trochę wina zostało. Przed łóżkiem, jeden wuj, który był łanowym, puszczał się na bardzo grube żarty. Śmiała się z nich Rozalia, którą duży Fortunat przez rodzaj pieszczoty, przewrócił na brzeg materaców. A gdy każdy znalazł jakieś słowo swawolne, powrócili do sali. Wincenty i Katarzyna zostali tu byli sami. Wincenty, stojąc na krześle, pochylał ogromny gąsior w swych objęciach, wysączając zeń resztę do otwartych ust Katarzyny.
— Dziękuję, księże proboszczu — zawołał Bambousse, odprowadzając księdza. Zatem, pobrali się, już ksiądz proboszcz teraz kontent. A łotry! Jeżeli ksiądz myśli, że Pater i Ave będą oni odmawiali za chwilę... Dobranoc, dobrej nocy życzę księdzu proboszczowi.
Brat Archangiasz zwolna opuścił wóz, na którym siedział.
Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/394
Ta strona została przepisana.