Ta strona została przepisana.
— Żeby dyabeł żaru między nich nasypał tak ażby pozdychali — szepnął.
Nie otwierał już ust. Towarzyszył księdzu Mouretowi aż na probostwo. Tu zaczekał, nie odchodząc aż drzwi zostały zamknięte i odwracał się jeszcze parę razy za siebie, aby się przekonać, że ksiądz nie wychodzi. Skoro ksiądz dostał się do swego pokoju, rzucił się na łóżko w ubraniu, twarzą do poduszki, zatykając rękami uszy, aby wreszcie nic nie widzieć, nie słyszeć. W zupełnej niemocy, usnął jak zabity.