Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/396

Ta strona została przepisana.
VI.

Nazajutrz była niedziela. Ponieważ Podwyższenie Krzyża świętego przypadło w dzień sumy, ksiądz Mouret chciał święcić tę uroczystość religijną z niezwykłym przepychem. Przejął się szczególniejszem nabożeństwem do Krzyża; na miejsce statuetki Niepokalanego Poczęcia, w swoim pokoje, postawił duży krucyfiks z czarnego drzewa, przed którym spędzał długie godziny na modlitwie. Podnieść Krzyż i postawić go przed sobą, ponad wszystkie rzeczy, w chwale, jako jedyny cel swego życia, to dawało mu siły do cierpienia i walki. Pragnął być na krzyżu jak Chrystus, miąć koronę cierniową na głowie, ręce i nogi przebite, bok otwarty. Jakimże był tchórzem, gdy śmiał się skarżyć na jakiś ból kłamliwy, gdy jego Bóg cały krwią ociekał z uśmiechem Odkupienia na ustach? I jakkolwiek nędzna była, ofiarowywał boleść swą na całopalenie, w końcu posuwał się aż do zachwytu, aż do złudzenia, że krew istotnie płynie z jego czoła, z członków, z piersi. Były to chwile ulgi, wszystko co w nim było nieczystego, spływało przez te rany. Prostował się z ja-