Ta strona została przepisana.
płakał, bo kochał kogoś, bardzo daleko. Zawsze pozostał czułym. Później chciał być księdzem, aby zaspokoić tę potrzebę nadludzkiego przywiązania, która była jedynem jego udręczeniem. Nie widział, gdzieby można kochać więcej. Tu zadawalał swoją istotę, swe usposobienia dziedziczne, sny swoje młodzieńcze, pierwsze swoje męzkie pragnienia. Jeśli pokusa musiała nadejść, czekał na nią z pogodą nieświadomego kleryka. Człowieka w nim zabito, czuł to i szczęśliwym był, widząc siebie osobnem stworzeniem wykastrowanem, wykolejonem, naznaczonem tonsurą, jako owieczka Pana.