Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/45

Ta strona została przepisana.

Ksiądz Mouret uśmiechnął się w należeniu. Zwracając się zaś do Wincentego, bijącego się z psem, zapytał:
— Powiedz, mały, czy wiesz, gdzie ojciec Bambousse dzisiaj pracuje?
Dziecko rozejrzało się po widnokręgu.
— Pewnie jest na swojem polu Olivettes — odpowiedział z ręką wyciągniętą na lewo. — Zresztą Voriau zaprowadzi księdza proboszcza. On z pewnością wie, gdzie jego pan.
Klasnął w dłonie, krzycząc:
— Hej, Voriau, hej!
Duży pies czarny wahał się przez chwilę, ruszając ogonem, starając się czytać w oczach łobuza. Potem, szczekając radośnie, pobiegł na dół ku wsi. Ksiądz Mouret i brat Archangiasz poszli za nim, rozbawiając. O sto kroków dalej, Wincenty wrócił ukradkiem w stronę kościoła, uważając na nich, aby skryć się za pierwszym lepszym krzakiem, gdyby się odwrócili. Zwinny jak wąż, wśliznął się znów do cmentarza, tego raju, gdzie były gniazda, jaszczurki i kwiaty.
Tymczasem pies biegł naprzód na pełnej kurzu drodze, a brat Archangiasz mówił do księdza ze złością w głosie:
— Ależ proszę dać pokój, księże proboszczu! Przeklęte nasienie, te ropuchy! Kościby im chyba połamać, aby się stali miłymi Bogu. W bezbożności rosną, jak ich ojcowie. Jestem tu od piętnastu lat, a nie mogłem dotąd wyrobić jednego chrześcia-