Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/454

Ta strona została przepisana.

te złote makaty zawiesić wyżej; naczynia wydały mu się również zbyt niedbale porzucone; podniósł też uronione kwiaty, poprawiał bukiety, nadawał mięką linię wieńcom. A jaki podziw budził w nim ten cały przepych! Stawał się papieżem złotego kościoła. Biskupi, książęta, niewiasty w królewskich płaszczach, tłumy pobożne, z czołem w prochu, przychodziły, obozowały w dolinie, czekając całe tygodnie przede drzwiami, zanim mogły wejść. Całowano jego stopy, bo i one także złote były i czyniły cuda. Złoto sięgało aż do jego kolan. Złote serce biło mu w złotej piersi, dźwiękiem muzykalnym, atak głośnym, iż tłumy na dworze słyszały takowy. I ogarniała go niezmierna pycha. Bożyszczem był. Promienie słońca podchodziły wciąż wyżej, wielki ołtarz gorzał, a ksiądz tłomaczył sobie, że łaska to widocznie spływała znów na niego, skoro doznawał takiej radości wewnętrznej. Groźny huk za nim stawał się pieszczotliwym. Teraz czuł na karku tylko aksamitne, łagodne dotknięcie, jakby głaskanie olbrzymiego kota.
I marzył dalej. Nigdy jeszcze rzeczy nie przedstawiały mu się w tak jasnem świetle. Czuł taką moc w sobie, iż wszystko wydawało mu się łatwem. Albina czekała ca niego, więc do niej pójdzie. Nic naturalniejszego. Ożenił przecie zrana Fortunata z Rozalią. Kościół małżeństwa nie zakazał. Widział ich jeszcze, uśmiechających się do siebie, trą-