Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/469

Ta strona została przepisana.

— Ee, choćby sobie Brat i szyję wywichnął! — rzekła służąca. — Proszę powiedzieć, to zrozumiem... Masz tobie, król. Dobrze, biorę od Brata damę.
Położył na chwilę karty, przegiął się na stół i szepnął jej w twarz:
— Łajdaczka przychodziła.
— Wiem o tem — odrzekła. — Widziałam jak z panienką wchodziła do kurników.
Spojrzał na nią strasznie, wysunął pięści.
— Teuse ją widziała i pozwoliła jej wejść! Trzeba było mnie zawołać, bylibyśmy ją powiesili za nogi na którym gwoździu w kuchni.
Ale ona rozgniewała się, tłumiąc głos jednak, by nie obudzić księdza Moureta.
— A jakże! — jąkała. — Brat sobie także dobry! Proszę no popróbować, przyjść kogo wieszać w mojej kuchni! A pewnie, że ją widziałam. A nawet odwróciłam się kiedy ona poszła po katechizmie do księdza proboszcza, do kościoła. Mogli sobie tam robić, co sami chcieli. Czy to do mnie należy? Ja miałam fasolę do gotowania. Niecierpię tej dziewczyny. Ale kiedy ona jest zdrowiem dla księdza proboszcza... może sobie przychodzić o każdej porze dnia i nocy. Zamknę ich razem, jeżeli zechcą.
— Gdyby Teuse to uczyniła — rzekł Brat z chłodną wściekłością — udusiłbym.
Poczęła się śmiać. Teraz ona mówiła mu ty.