Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/470

Ta strona została przepisana.

— Nie gadajno głupstw mały! Kobiety, wiesz o tem przecie, zakazane ci są jak Pater osłom. Spróbuj mię kiedy udusić, a zobaczysz co ci zrobię... Bądżno grzeczny, kończmy partyę. Masz, ot jeszcze jeden król.
On, trzymając kartę podniesioną do góry, nie przestawał się jurzyć:
— Przyszła chyba jakąś drogą samemu dyabłu tylko wiadomą, że mi się dziś wymknęła. Czatuję przecież codzień popołudniu tam na górze, koło Paradou. Jeżeli ich jeszcze zejdę kiedy razem, pozna się ta łajdaczka z pewnym kijem dereniowym który wyciąłem naumyślnie dla niej... Teraz i na kościół będę uważał.
Grał; dał sobie zabrać waleta i wywrócił się na krześle, opanowany znowu swoim ogromnym śmiechem. Nie mógł się gniewać na seryo tego wieczora. Pomrukiwał sobie:
— Mniejsza o to, że go widziała, ale się przy najmniej przewróciła. Opowiem to wam jednakże Teuse. Wiecie, padał deszcz. Stałem we drzwiach szkoły, kiedy ją spostrzegłem schodzącą od kościoła. Pomimo ulewy szła wyprostowana, ze swoją dumną miną. A i tu, wychodząc na drogę, rozciągnęła się jak długa, z powodu, że ziemia musiała być śliska. Ależ ja się śmiałem, klaskałem w ręce... Gdy się podniosła, miała jedną rękę zakrwawioną. Będę miał tej uciechy na cały tydzień. Nie mogę jej sobie przedstawić na ziemi, żebym nie czuł za-