Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/475

Ta strona została przepisana.

mi, w głębi których zapalała się już niewieścia tkliwość. Ale nie, onby dziecka nie miał, oszczędziłby sobie tej okropności, którą czuł na myśl oglądania swych członków odrastających i odżywających wiecznie na nowo. Przypuszczenie własnej niemocy było mu bardzo miłem. Zapewne męzkość jego musiała zaniknąć podczas długiego okresu dojrzewania. To go zdecydowało. Zaraz wieczorem ucieknie z Albiną.
Wieczorem jednakże ksiądz Mouret czuł się zanadto znużonym. Odłożył swe odejście do jutra. Nazajutrz znalazł sobie nowy powód: nie mógł tak porzucić siostry samej z Teuse; zostawi list, by ją zaprowadzono do wuja Paskala. Przez trzy dni przyrzekał sobie że napisze ten list; papier, pióro i kałamarz były przygotowane na stole w jego pokoju. I trzeciego dnia wyszedł, nie napisawszy listu. Wziął naraz kapelusz i udał się do Paradou, z ogłupienia, opętany, decydując się, idąc tam jak za pańszczyznę, od której nie wiedział jak się uwolnić. Obraz Albiny zatarł mu się jeszcze bardziej; nie widział jej już, posłuszny był dawniejszej swej woli, umarłej w nim obecnie, ale której parcie trwało wśród wielkiego milczenia całej jego istoty.
Wyszedłszy nie starał się bynajmniej ukryć. Zatrzymał się na końcu wsi, rozmawiając przez chwilę z Rozalią; opowiadała mu że jej dziecko miało konwulsye, pomimo czego śmiała się jak zwykle, kątami ust. Potem wszedł między skały, udając się wprost do wyłomu. Z przyzwyczajenia