Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/487

Ta strona została przepisana.

gdy szedł z Artodów do Paradou, wystąpiły wyraźniej, narzuciły mu się, ogarnęły go z wszechwładną bezwlędnością. Podczas gdy Albina opowiadała mu dalej o szczęśliwem życiu, jakie będą wiedli we dwoje, on słyszał dzwonek oznajmiający podniesienie, widział monstrancye, kreślące krzyże ognista nad ogromnemi klęczącemi tłumami.
— Otóż — rzekła — dla ciebie włożę znów te spódnice haftowane... Chcę, byś był wesół. Będziemy się starali o rozrywki dla ciebie. Może pokochasz mię silniej gdy mię ujrzysz piękną, ubraną jak panie. Nie będę już chodziła z grzebieniem krzywo zatkniętym we włosy, ani z włosami spadającemi na kark. Nie będę zataczała rękawów po łokcie. Zapnę suknię, aby nie było widać ramion. Umiem jeszcze się kłaniać i chodzić śmiało, poruszając leciutko podbródkiem. Zobaczysz, będę piękną kobietą, idąc z tobą pod rękę na ulicy.
— Czyś wchodziła do kościołów czasami, będąc dzieckiem? — zapytał ją półgłosem, jak gdyby pomimowoli snuł dalej głośno, to marzenie, co nie dawało mu jej słyszeć. Ja nie mogłem przejść koło kościoła, by nie zajść. Skoro tylko drzwi za mną napowrót się zamknęły, zdawało mi się, że jestem już w raju, głosy anielskie szeptały mi do ucha słodkie opowieści, tchnienie świętych owiewało mnie całego... Chciałbym był żyć tam zawsze, tonąć w tem ubłogosławieniu.