Chłopca, jak zechcesz, będziesz posyłał do szkoły. Drogą moją blondyneczkę zatrzymam przy sobie. Sama nauczę ją czytać. O, przypomnę sobie, wezmę nauczycieli, jeżeli zapomniałam liter... Będziemy żyli z tym drobiazgiem u kolan. Będziesz szczęśliwy, prawda? Mów, powiedz mi, że ci będzie ciepło, że będziesz się uśmiechał i że nie będziesz niczego żałował?
— Myślałem często o kamiennych świętych, okadzanych od wieków w swoich framugach — rzekł bardzo cicho. — Ostatecznie, muszą już być przesiąknięci kadzidłem aż do wnętrzności... Otóż ja jestem jak ci święci. Mam woń kadzidła w najdrobniejszych nawet zagięciach mojego ciała. Zabalsamowanie to daje mi pogodę, śmierć spokojną mojego ciała, ten spokój, z jakim napawam się tem że nie żyję... Ach, niech mię nie nie wyrwią z mej nieruchomości! Pozostanę zimny, surowy, z wiecznym uśmiechem na moich wargach z granitu, niezdolny zejść pomiędzy ludzi. To moje jedyne pragnienie.
Podniosła się, zagniewana, groźna. Potrząsnęła nim, wołając:
— Co ty mówisz? O czem ty marzysz głośno?... Czyż mie jestem twoją żoną? Czyż nie przyszedłeś po to, aby być moim mężem?
On trząsł się, cofał.
— Nie, puść mię, ja się boję! wyjąkał.
Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/489
Ta strona została przepisana.