niemoc... A teraz, o Boże mój, widzę, żem naznaczony twojem znamieniem, tem znamieniem strasznem a pełnem słodyczy, co wyłącza człowieka z pomiędzy ludzi, a raz odciśnięte zmazać się nie daje, lecz prędzej lub później występuje napowrót, nawet na grzesznych członkach. Złamałeś mię, Panie, w grzechu i pokusie. Zniszczyłeś mię ogniem twoim. Chciałeś, by nic prócz szczątków zniszczenia, nie zostało we mnie, byś wszedł bezpieczny. Jam pustym domem, gdzie możesz zamieszkać, Panie... Bądź pochwalony, o Boże!
Korzył się w prochu. Kościół zwyciężył; stał prosty, nad głową księdza, ze swami ołtarzami, swoim koufesyonałem, amboną, krzyżami, świętemi obrazami. Świat już nie istniał. Pokusa zgasła, niby pożar, niepotrzebny już teraz do oczyszczenia tego ciała. Wszedł w nadludzki spokój. Wołał z głębi duszy:
— Ponad życiem, ponad stworzeniami, ponad wszystkiem, twoim jestem, o Boże mój, twoim wyłącznie, na wieki!