Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/497

Ta strona została przepisana.
XIV.

W tym samym czasie, Albina w Paradou chodziła po ogrodzie, wiodąc wszędzie nieme katuszo zranionego zwierzęcia. Już nie płakała. Blada była. z głęboką zmarszczką pionową na czole. Za cóż ona cierpiała tę śmierć okrutną? Jaki grzech popełniła, by ogród nagle przestał dotrzymywać obietnic, które jej czynił od dzieciństwa? Zastanawiała się, idąc przed siebie, nie widząc alei do których zwolna napływały ciemności. Wszakże była zawsze posłuszną drzewom. Nie mogła sobie przypomnieć, by złamała kiedy chociał jeden kwiatek. Była zawsze ukochaną córką roślin, uległą, oddaną im, pełną wiary w radości, które one dla niej gotowały. A w ostatnim dniu, kiedy Paradou wołało na nią, by się położyła pod drzewem olbrzymiem, to się położyła, otworzyła ramiona, powtarzając lekcyę, którą podszeptywały jej trawy. Ale jeśli ona nie miała sobie nic do wyrzucenia, zatem ogród zdradzał ją udręczał, jedynie by się nacieszyć widokiem jej męki.
Zatrzymała się i obejrzała dokoła. Wielkie ciemne masy liści milczały w skupieniu, ścieżki