Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/506

Ta strona została przepisana.

kie nadzwyczajne dźwięki wybuchające dokoła drgały w niej samej. Gody nadeszły, hejnał róż oznajmiał straszną chwilę. Ona, z rękami coraz mocniej przyciśniętemi do serca, dyszała, omdlała, umierająca. Otworzyła usta do pocałunku co ją miał udusić, a hyacynty i tuberozy, dymiąc się, owinęły ją ostatniem westchnieniem, tak głębokiem, iż zagłuszyło chór róż. Albina umarła pod oddechem kwiatów,