Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/59

Ta strona została przepisana.

— Łaskoczesz mnie, szelmo, no dosyć!
Jak zobaczyła księdza udała zawstydzenie, obciągnęła ubranie i znów pięściami zakryła oczy. On starał się ją pocieszyć, obiecując, że będzie jeszcze próbował wstawić się do ojca. Dodał, że tymczasem powinna być posłuszna, zaprzestać wszelkich stosunków z Fortunatem, nie powiększać swojego grzechu.
— O — mruknęła, uśmiechając się z bezczelną miną — teraz przecie nic nie szkodzi, kiedy się już stało.
Nie zrozumiał, odmalował jej piekło, gdzie goreją niegodne kobiety. I odszedł, spełniwszy swój obowiązek, powracając do tej pogody, dzięki której mógł przechodzić nieporuszony wpośród cielesnych sprosności.