Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/61

Ta strona została przepisana.

chylił. Młody ksiądz poznał teraz jednego ze swoich wujów, doktora Paskala Rougona, przez lud w Plassans, gdzie ubogich leczył bezpłatnie, zwanego poprostu doktorem Paskalem. Chociaż zaledwie skończył piędziesiątkę, był już biały jak śnieg, z dużą brodą, z dużemi włosami, pośród których piękne, regularne rysy uderzały wyrazem dowcipu pełnego dobroci.
— To o takiej porze, ty brniesz sobie po kurzawie! — rzekł wesoło, bardziej się wychylając, aby uścisnąć obie ręce księdza. I nie boisz się udaru?
— Ależ tyle co i wuj — odrzekł ksiądz, śmiejąc się.
— O, ja mam budę kabryoletu. No, i chorzy nie czekają. Umiera się w każdej porze, mój chłopcze.
I opowiedział mu, że bieży do Jeanbernata, zarządzającego w Paradou, rażonego apopleksją w nocy. Uwiadomił go o tem, jeden z sąsiadów, chłop udający się na jarmark do Plassans.
— Umarł już zapewne do tej pory — mówił dalej. W każdym razie jednak trzeba zobaczyć... Zycie mocno się trzyma u takich starych zuchów.
Podnosił bat, ale ksiądz Mouret zatrzymał go.
— Proszę zaczekać... Która u wuja godzina?
— Trzy kwadranse na jedenastą.
Ksiądz wahał się. W uszach mu brzmiał przeraźliwy głos Teuse, krzyczącej do niego, że śniada-