Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/63

Ta strona została przepisana.

w wielkim handlu. O, tęgi chłop, ładne życie prowadzi.
— Jakie życie? — zapytał naiwnie ksiądz.
Aby uniknąć odpowiedzi, doktór klasnął językiem. Potem zaczął znowu:
— Koniec końców, wszyscy są zdrowi, twoja babka Felicya, wuj Rougon, i tamci... Co nie przeszkadza, że bardzo potrzebujemy twoich modłów. Ty jesteś świętym w rodzinie, mój drogi, liczę na ciebie, że wyjednasz zbawienie dla całej bandy.
Śmiał się, ale tak życzliwie, że Sergiusz nawet się rozruszał i żartował również.
— Są bo i tacy w tej kupie — mówił dalej — których niełatwo będzie wprowadzić do raju. Posłyszałbyś piękne spowiedzi, gdyby tak przyszli po kolei... Ja nie potrzebuję aby mi się spowiadali, siedzę ich zdaleka i o każdym mam u siebie plikę notat, obok moich zielników i notatek lekarskich. Kiedyś będę mógł przedstawić znakomicie zajmującą tabelkę... Zobaczą ludzie, zobaczą!
Zapominał się, opanowany młodzieńczym zapałem do nauki. Spojrzał na sutannę księdza i zamilkł.
— Ty jesteś proboszczem — rzekł — dobrze zrobiłeś, proboszcz to bardzo szczęśliwy człowiek. Pochłonęło to ciebie całego, nieprawdaż? tak że oto jesteś zwrócony ku dobremu... No, nie byłbyś się zadowolnił nigdzie indziej. Twoi krewni, co wyszli ze wspólnego z tobą gniazda, nadaremnie nurzali się w podłości; dotąd jeszcze zadowolnienia nie znaleźli...