Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/70

Ta strona została przepisana.

pozbyć, wysłały mię do pilnowania tego parku Śpiącej królewny. Miałem sześdziesiąt lat, myślałem żem bliski końca. A śmierć zapomniała o mnie. Musiałam sobie urządzić jakąś norę... Widzicie, kiedy się żyje samotnie, to wkońcu patrzy się na wszystko w dziwny jakiś sposób. Drzewa przestają być drzewami, ziemia przybiera wyraz osoby żywej, kamienie opowiadają historye. Głupstwa, jednem słowem. Wiem takie tajemnice, któreby was przeraziły. Zresztą cóż robić na tej piekielnej pustyni? Odczytywałem stare książki; zabawniejsze to było dla mnie niż polowanie... Hrabia, który klął jak poganin, powtarzał mi zawsze: „Jeanbernat, mój chłopcze, spodziewam się, że mogę rachować na ciebie w piekle, abyś mi tam służył tak, jak byłbyś mi służył w niebie“.
Zrobił znowu swój szeroki ruch ukazujący na cały horyzont, i znowu mówił:
— Czy słyszycie, nic, niema nic... To wszystko farsa.
Doktor Paskal zaśmiał się.
— W każdym razie, farsa piękna, — rzekł. — Ojcze Jeanbernat, nie jesteś pan szczery. Podejrzewam, że mimo tego pozornego zniechęcenia jesteś pan zakochany. Przed chwilą wspominałeś coś bardzo czule o drzewach i kamieniach.
— Nie, doprawdy — mruknął starzec — przeszło mi to. Dawniej, przyznaję kiedy pana poznałem i kiedyśmy razem zbierali rośliny, byłem dość głupi, aby kochać różne rzeczy w tej wielkiej sza-