Strona:PL Zola - Błąd Abbé Moureta.djvu/84

Ta strona została przepisana.

znało, toby można przypuszczać dziwne rzeczy. I, chce ksiądz proboszcz wiedzieć? Otóż nie dałabym za to gardła. Jak kto śniadanie je o takiej porze, to już wszystko potrafi!
Ksiądz Mouret, uspokojony, pozwalał burzy przejść. Popędliwe słowa starej służącej sprawiały mu jakby ulgę nerwową.
— No, moja poczciwa Teuse — rzekł — najprzód trzeba włożyć napowrót fartuch.
— Nie, nie — wołała — to rzecz skończona, ja odchodzę.
Ale on wstał i śmiejąc się, przywiązał jej fartuch. Ona wyrywała się, jąkała:
— Powiadam księdzu, że nie!... Pochlebca z księdza. Widzę ja grę, widzę dobrze, że ksiądz mię chce zbałamucić słodkiemi słówkami!.. Gdzież ksiądz był? Potem zobaczymy...
Zasiadł przy stole, wesoło, jak człowiek, który już wygrał sprawę.
— Najprzód — rzekł — trzeba mi pozwolić zjeść... umieram z głodu.
— Spodziewam się — mruknęła rozczulona. — Czy jest w tem sens?... Chce ksiądz, to dodam dwa jaja sadzone? To prędko będzie. Zresztą, jeżeli księdzu tego dosyć... I wszystko zimne! A ja się tak starałam, żeby dobre były kotlety! A teraz co się z nich zrobiło! Zupełnie podeszwy stare... Szczęście jeszcze, że ksiądz proboszcz nie jest takim smakoszem, jak ksiądz Caffin... O, jużto ksiądz proboszcz ma swoje zalety, nie przeczę.