Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/101

Ta strona została przepisana.

W zwyczaju było, że dwaj pomocnicy zawiadowcy zawsze mieszkali obok siebie. Jeżeli Lebieuowie ulokowali się obok, zawdzięczali to grzeczności dawnego pomocnika zawiadowcy, który przed Roubaudem służyć, jako wdowiec i bezdzietny, chciał Się przypodobać pani Lebleu ustępując jej swego mieszkania.
Ale czyż to mieszkanie nie powinno było wrócić do Roubaudów? Czyż było słusznie pchać ich na tył, gdy mieli prawo do frontu?
Dopóki, obie rodziny żyły z sobą w zgodzie, Seweryna czyniła ustępstwo swej sąsiadce, starszej od niej o lat dwadzieścia, schorowanej i tak otyłej, że co chwila nie mogła tchu złapać.
A wojna wszczęła się naprawdę dopiero wtedy, gdy Filomena poróżniła kobiety między sobą przez obrzydliwe plotki.
— A wie, pani — podchwyciła — że oni może skorzystali z podróży do Paryża, ażeby prosić o usunięcie państwa... Zapewniano mnie, że napisali do dyrektora długi list, upominając się o swe prawa.
Pani Lebleu dusiła się.
— A to nędznicy! O! jestem pewna, że zmawiają się z tą buchalterką, bo już od dwóch tygodni ledwie mi się kłania!... Także mi dama!... O! niech ja ją złapię!... a złapię! Zniżyła głos, ręcząc, że panna Guichon ma bliskie konszachty z zawiadowcą stacji. Drzwi od ich mieszkań wychodzą naprzeciw siebie.
To pan Dabadie, wdowiec, ojciec sporej panienki, wciąż jeszcze pozostającej na pensji, sprowadził tu tę blondynkę, lat około trzydziestu, już zwiędłą, milczącą i chudą, a giętką jak padalec. Musiała być kiedyś guwernantką.