Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/109

Ta strona została przepisana.

glądających, ale nie słabła bynajmniej i tylko chusteczką przykładała do oczu z wielkiego zmartwienia, jakiego doznała, usłyszawszy nazwisko ofiary.
Ubrana w czarną suknię, bardzo elegancką, zdawała się nosić żałobą po swym opiekunie, ciemne włosy ciężkie lśniły na słońcu, bo nie myślała nawet o nakryciu głowy, pomimo zimna.
Oczy niebieskie tak łagodne, pełne boleści i tonące we łzach, czyniły widok jej wzruszającym.
— Nie bez racji tak płacze — odezwała się Filomena półgłosem. — Teraz, kiedy zabito ich protektora, wylecą stąd jak z procy.
Gdy Seweryna znalazła się pośród wszystkich, przed otwartemi drzwiczkami przedziału, p. Cauche i Roubaud wysiedli stamtąd i ten ostatni zaczął mówić, co wiedział.
— Nieprawdaż, moja droga, wczoraj zrana, zaraz po przyjeździe do Paryża, poszliśmy odwiedzić pana Grandmorrina... mogło być kilka minut po jedenastej, nieprawdaż?
Wpatrywał się w nią ostro, a ona powtarzała ulegle:
— Tak, kilka minut po jedenastej...
Ale oczy jej zatrzymały się na poduszce, poczerniałej od krwi i płacz spazmatyczny wydarł się jej z gardła.
Zawiadowca stacji wzruszony odezwał się do niej skwapliwie:
— Jeżeli pani nie może znieść tego widoku... Pojmujemy bardzo dobrze pani boleść.
— O, tylko dwa słowa — przerwał naczelnik straży. — Potem odprowadzimy panią do mieszkania.
Roubaud pytał prędko:
— Wtedy, gdyśmy już mówili o rozmaitych rze-