Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Zaraz też różne przypuszczenia zaczęły krążyć, każdy opowiadał na swój sposób.
Od chwili niejakiej cała obsługa stacji jakby została zmieszana, cały personel został też przygnębiony wrażeniem dramatu.
Prawdziwą też niespodzianką było ukazanie się na stacji nadjeżdżającego pociągu o godz. 9 m. 38.
Zaraz też rzucono się do drzwiczek wagonów i fala podróżnych wypłynęła.
Zresztą prawie wszyscy ciekawi pozostali przy panu Cauche, który, powodowany skrupulatnością człowieka systematycznego, oglądał raz jeszcze zakrwawiony przedział.
Pecqueux, rozprawiając z panią Lebleu i Filomeną, spostrzegł w tej chwili swego mechanika Jakóba Lantier, który wysiadł z pociągu i nieruchomy zdaleka przyglądał się zbiegowisku.
Kiwnął na niego ręką wyraźnie. Jakób nie poruszył się wcale. Wreszcie poszedł krokiem powolnym.
— Cóż to? — zapytał swego palacza.
Ale sam wiedział dobrze, słuchał więc roztargnionem uchem wiadomości o morderstwie i tych przypuszczeń, jakie czyniono.
To go najbardziej dziwiło i wstrząsało dziwnie, że znalazł się wśród śledztwa, że widział znów ten wagon, dojrzany zeledwie w ciemności, przy błyskawicznym pędzie.
Wyciągnął szyję, spojrzał na kałużę krwi, zakrzepłej na poduszce, i znowu stanęła mu przed oczyma scena morderstwa, widniał trup złowrogi, leżący wpoprzek toru z rozciętem gardłem.
Potem, gdy odwrócił oczy, zauważył Roubaudów, gdy tymczasem Pecqueux opowiadał mu dalej, w jaki sposób ci ostatni zamieszani zostali do spra-