Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/115

Ta strona została przepisana.

wy, opowiadał o ich wyjeździe z Paryża tym samym pociągiem, co i ofiara i ostatnie słowa, jakie z sobą zamienili w Rouen.
Roubauda znał, gdyż witał się z nim i ściskał za rękę, Roubaudową widywał tylko zdaleka i stronił od niej, jak i od innych z obawy chorobliwej.
Ale w tej chwili uderzył go jej widok, bo taka była zapłakana i blada, tyle słodyczy miała w oczach niebieskich, patrzących z pod gęstych czarnych włosów.
Nie spuszczał z niej wzroku i zapytywał się sam siebie w roztargnieniu, dlaczego Roubaudowie i on są tutaj, jakie okoliczności mogły ich sprowadzić razem przed wagon zbrodni, ich, po powrocie z Paryża w przeddzień i jego, tylko co przybyłego z Barentin.
— O! wiem, wiem — rzekł głośno, przerywając palaczowi. Właśnie znajdowałem się tam przy wyjściu z tunelu i zdaje mi się, że coś widziałem wtedy, gdy pociąg przejeżdżał.
Uczyniło to niezmierne wrażenie. Wszyscy go otoczyli.
A on sam zadrżał, zdziwiony, przerażony tem co powiedział.
Poco mówił, kiedy sobie tak solennie przyrzekł, że nic nie powie, że będzie milczał?
Tyle miał słusznych powodów do milczenia.
Słowa nieświadomie wymknęły mu się z ust gdy patrzył na tę kobietę.
Raptownie odjęła chustkę, ażeby w nim utkwić oczy załzawione, które się coraz bardziej rozszerzały.
Ale już pan Cauche prędko się do niego zbliżył z zawiadowcą stacji.
— Co? Cóżeś pan widział?
I Jakób pod spojrzeniem nieruchomem Sewe-